Właściciele psów mają z nimi różne problemy, czasami stanowią one tabu, bywają wstydliwe, niebezpieczne i są traktowane przez opiekunów jako ich osobista porażka. Dlatego z szacunku do prawa ich prywatności nie umieszczam zdjęć/opisów wszystkich podopiecznych.
Opiekunka Maksa zgodziła się na publikację nie tylko zdjęcia, ale także opisała dla Was jego historię:
Maks jako szczeniak
"Maks mieszka ze mną odkąd ukończył ósmy tydzień życia. Był bardzo żywiołowym szczeniakiem. Dość szybko nauczył się czystości, a kiedy musiałam wyjść, grzecznie zostawał sam w domu.
Na spacerach starałam się go socjalizować ze spokojnymi psami i do 4 miesiąca bardzo lubił z nimi wszelkie spotkania i zabawy. Niestety nie na długo. Pewnego dnia będąc z nim na spacerze, bawił się z psami i zobaczył jak duży owczarek, nagle podbiegł do teriera , złapał go w pół, podniósł do góry i szarpał jak szmacianą zabawkę. Maks tak bardzo się wystraszył, że w panice uciekł do domu i przez 2 dni bał się wychodzić na spacery (z perspektywy dzisiejszego dnia, żałuję, że wtedy nie spotkałam solidnego specjalisty od psich zachowań, bo na pewno pomógłby nam tę traumę przepracować). Po tych 2 dniach wydawało się, że sytuacja wróciła do normy, tylko owczarka omijał szerokim łukiem i jak tylko usłyszał go w pobliżu to uciekał przed nim.
Maks
Kiedy Maks skończył 7 miesięcy poszłam z nim na szkolenie z
posłuszeństwa. I tutaj spotkał mnie pierwszy szok, bo Maks nie chciał wejść do
hali, gdzie obywały się zajęcia. Zaczął szczekać na wszystkie psy. Pan Trener
stwierdził, że pies ma nieodpowiednie szelki (Julius K9) i że po pierwsze
próbuje mnie dominować, a po drugie broni mnie i dlatego tak się zachowuje.
Zalecił łańcuszek zaciskowy zamiast szelek.
Łańcuszek nie pomógł według pana Trenera, który stwierdził, ze wobec tego musimy używać kolczatki. Zwrócono mi wówczas też uwagę, że mam nieodpowiednio dobranego psa do głosu, charakteru i w ogóle mam za dobre serce dla psa, a on to wykorzystuje. Maks po pierwszych zajęciach oswoił się z nowymi kolegami/koleżankami i na zajęciach rewelacyjnie sobie radził, natomiast na psy z innych grup szczekał. Pan Trener uparcie twierdził, że pies mnie broni i że dlatego tak się zachowuje. Robił nam wykłady na temat dominacji psów. Np. pies który wskakuje na kanapę próbuje pokazać, że on w domu rządzi. Gdy pies będąc w sytuacjach dla niego stresujących wąchał trawę słyszałam, że mnie ignoruje. Na kursie słuchałam również jak to niepotrzebni są behawioryści, bo uczą psa tylko smaczkami i pies w żaden sposób nie jest w stanie nauczyć się dyscypliny.
Zajęcia trwały 3 miesiące,
a
ja przez ten czas żyłam w przeświadczeniu, że mam psa, który mnie zdominował, który
potrzebuje „twardej ręki” i kolczatki.
Czas mijał, Maks dorastał. Podczas jednego ze spacerów został zaatakowany przez dużego psa, który szedł z panią bez smyczy, bez obroży. Pies zobaczył Maksa z odległości 200 metrów i rzucił się na niego wgryzając się mu w kark. Właścicielka tego psa nie była w stanie go przywołać, o odciągnięciu nie wspominając. Jedyne jej pytanie po całym zdarzeniu, to czy psu nie poleciała krew i czy nic mu się nie stało. Na szczęście fizycznie pies go nie uszkodził, natomiast od tego czasu Maks bał się wszystkich obcych psów, których nie zna i na ich widok reagował agresją. Kiedy na kursie opowiedziałam o tym Trenerowi, stwierdził, że incydent popsuł nam całą pracę, ale żeby dalej ćwiczyć z psem posłuszeństwo i koniecznie cały czas na kolczatce, bo inaczej psa nie utrzymam.
Stosowałam się do tych zaleceń, niemniej widziałam, że ta
sytuacja się pogłębia i jest coraz gorzej. Wybuchy złości były coraz większe,
więc poszłam do kolejnego Trenera – tym razem na zajęcia indywidualne. Ten
stwierdził, że Maks jest posłuszny, że to normalne, że nie będzie wszystkich
psów lubił i po trzecich zajęciach powiedział, że on nie widzi sensu w ich
kontynuacji. Nie wiem na ile posłuszeństwo Maksa wynikało ze strachu przed obcą,
postawną, asertywną osobą, a na ile faktycznie wynikało z chęci współpracy.
Faktem jest, ze Maks chodząc z Trenerem
nr 2 na smyczy i kolczatce, chodził grzecznie przy nodze, na komendę do niego
przybiegał i nie zwracał uwagi na psy i – co na spacerach ze mną się nie
zdarzało. Ale nie po to idę na szkolenie , by pies z trenerem chodził poprawnie, ale
żeby ktoś przekazał mi wiedzę jak mam robić, by ze mną pies współpracował.
Byłam gotowa do ciężkiej pracy, ale zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że nie
potrafię i, że to moja wina, że Maks nie może opanować złości na spacerach.
Ogarnęła mną bezsilność.
W końcu poradziłam się swojego weterynarza co zrobić z
wybuchami złości mojego psa. Bo musicie wiedzieć, że poza nimi Maks
jest i zawsze był przekochanym psem,
takim dużym szczeniakiem. Lekarz poradził mi spotkanie z kolejnym trenerem, polecając pana Pawła
Zielińskiego ,rekomendując go jako doświadczonego specjalistę z 20 letnim stażem pracy z psami. Skorzystałam. Pan Paweł podczas pierwszej konsultacji zapytał mnie
na wstępie czy kocham swojego psa, bo jeśli tak to dlaczego krzywdzę go
kolczatką? Nakreślił na czym może polegać problem i jakie mogą być jego źródła. Polecił konsultację z behawiorystą i dopiero później szkolenia.
I tak trafiłam do pani Anity, już po 10 spotkaniach widzę rewelacyjne postępy.
Pierwsze co zrobiłam, to ściągnęłam Maksowi kolczatkę,
założyłam szelki "easy walking" i okazało się, że taka drobna kobieta jak ja,
jest w stanie utrzymać Owczarka, nawet jak ma swój wybuch złości. Zaczęłam na
nowo budować pozytywne relacje ze swoim czworonożnym przyjacielem, relacje oparte
na zaufaniu i rozumieniu psiej psychiki. Pracuję z emocjami Maksa, tak żeby
umiał je kontrolować. Uczę się interpretacji psiego języka, by w odpowiednim
momencie reagować, zanim dojdzie do wybuchu jego agresji podczas spaceru.
* Maks podczas ćwiczeń z psem behawiorysty. Początki były trudne i pracowaliśmy z psami pozostającymi od siebie w dużej odległości. Z czasem zmniejszaliśmy dystans.
Bardzo dużo pracy, cierpliwości i ogromnego samozaparcia kosztuje nas teraz naprawienie tej sytuacji, ale widzę tego efekty – na ostatnich zajęciach Maks chodził na luzie z psem behawiorysty. Następnie, kiedy Maks był gotowy, wprowadziliśmy do ćwiczeń szczekającego małego psa, bo przecież i takie możemy spotkać.
* Jak widać na zdjęciach, Maks nawet postanowił pokazać nam brzuch - na luzie . Nie, nie poddał się. ZAUFAŁ ☝️ Zero siłowych rozwiązań.
I nie, nie pracujemy tylko na smakołykach. Jest to o wiele bardziej złożone. Wykorzystujemy różne techniki modyfikacji zachowań.
Te wszystkie ćwiczenia mają swoje przełożenie na codzienne życie. Ostatnio na spacerze podbiegł do nas pies, Maks go powąchał, pomachał ogonem i już była opcja "baw się ze mną". Mogłam także wybrać się z Maksem do restauracyjnego ogródka i ze spokojem zjeść obiad. To są małe sukcesy, ale dla mnie bardzo ważne.
Dziś mogę już stwierdzić, że mam szczęśliwego i spokojniejszego psa. Przy okazji warto nadmienić, że jeszcze nie tak dawno Maks nie potrafił odpoczywać, wyciszać się.
To co jest też bardzo ważne, to pani Anita jest dla mnie pierwszą osobą, która na początek współpracy zaleciła Maksowi komplet badań, żebyśmy poza kwestiami związanymi z zachowaniem psa, wykluczyły też ewentualne czynniki zdrowotne, które mogą powodować złe samopoczucie psa i w efekcie jego złość. Pies kompleksowo został zdiagnozowany i wiemy nad czym musimy pracować i co trzeba robić. Jestem jej za to ogromnie wdzięczna i cieszę się, że możemy razem pracować. Zakończyliśmy pewien etap terapii i dopiero teraz Maks jest gotowy do szkolenia.
Już z innymi emocjami udajemy się na trening posłuszeństwa. "